Sunday, June 10, 2007

Czekajac na ... Everest [28 maja 2007]

Dla odmiany budzi nas zimno. Namioty były rozlozone w takim miescu, ze nie było szans na slonce przed poludniem. Musielismy sie ruszyc. Najgorszy był szybki codzienny prysznic, dobrze ze wymyslono wilgotne husteczki.
Dziarsko ruszamy do przodu, bo tego dnia powinnismy z bliska ujrzec Mount Everest z klasztoru Rongpu. Poczatek był oszalamiajacy, przeszlismy samych siebie, jednak organizmy wraz ze zwiekszajaca sie wysokoscia zaczely slabnosc krzyczac - zatrzymaj sie, dotlen mnie. Brak kondycji dawal sie we znaki - caly czas prowadzila nas gora - dol, gora - dol ...

O godzinie 13.30 ku naszemu wielkiemu zdziwieniu dotarlismy na miejsce. Najblizsze dwie noce mielismy spedzic w 'hotelu' obok klasztoru, ale z jakim pieknym widokiem: z okna moglismy podziwiac majestat Mount Everestu. Tego dnia nie było sensu wyruszac na gore i poswiecilismy go na aklimatyzacje.
W budynku hotelu znajdowal sie bar, w którym zatrzymalismy sie na dluzszy czas, kilkanascie minut pozniej dolaczyl do nas Hans i pijac Cole, kupionej zaledwie 8 km od Mount Everestu, dyskutowalismy o naszej wyprawie trekkingowej. Tak przesiedzielismy razem do poznego popoludnia.
Pozniej my urwalismy sie na mala sesje zdjeciowa w klasztorze a nastepnie wrocilismy do baru na nalesniki, ktore stanowily niesamowita odmiane po naszej trekkingowej diecie. Sam bar był bardzo ciekawym miescem, poczulismy sie w nim jak w restauracji Gezmo w Leh w Ladakh w Indiach. Pelne ludzi z roznych stron swiata, o roznych historiach majacych jeden cel Zdobyc baze pod Mt. Everestem. Niestety blismy jedyna ekipa zdobywajaca ten punkt na wlasnych nogach, wiekszosc planowala wjechac tam samochodem. Nie ukrywamy dawalo nam to poczucie niesamowitosci naszego wyczynu.



Przed snem z rozkosza wzielismy kapiel w misie i poszlismy spac. Być może nie było cieplej jak w namiocie, ale za to mielismy do dyspozycji 2 lozka, koldry ... i ten widok za oknem ...

No comments: