Tego dnia mielismy plan, żeby wstac o 6.00 (w Polsce 00.00), by zaplanowac nasz pobyt w Chinach. Jak latwo sie domyslec, nasze plany legly w gruzach. Z hotelu wyruszylismy o 11.00. Plan był nastepujacy: kupic bilety do Xian (czyt. szian), zwiedzic Bund - bulwar nad rzeka Huangpu, perle Orientu - wieze telewizyjna shanghajski odpowiednik wiezy Eiffel'a i Nanjing Road - shanghajski Oxford Street. Wykonalismy 133% normy - bo jeszcze poplynelismy statkiem wzdluz rzeki Huangpu ... Ale po kolei.
Ruszylismy w strone Bundu. Majac nadzieję ze znajdziemy tam biuro turystyczne CITS. Szanghaj stawal sie coraz goretszy, rozgrzany poludniowym sloncem. Marzylismy o tym, by cel znalezc jak najszybciej, tymczasem ulice ciagnely sie jedna za druga. Mielismy jednak szczescie i cel sam sie znalazl ...
'Hello' - zawolal ktos zza naszych plecow. Była to trojka mlodych Chinczykow, ktora zaczela wypytywac skad pochodzimy, jak dlugo jestesmy w Chinach i co zamierzamy zwiedzac. Nasi przyjaciele okazali sie studentami historii sztuki. Po kilku minutach rozmowy zapraszali już nas do zwiedzenia ich wystawy. Czujac podstep zaczelismy sie wymigiwac koniecznoscia zakupienia biletow do Xian. Grupa bardzo ozywila sie i stwierdzila, ze nam pomoze. I cale szczescie odetchnelismy z ulga. Akcja potoczyla sie tak szybko, ze nawet nie wiedzielismy kiedy znalezlismy sie przy kasach biletowych i chwile pozniej trzymalismy w rekach 2 ostanie miejscowki hard sleeper w pociagu do Xian. Troche obawialismy sie jak hard sleeper może wygladac. Nasza wyobraznia nie znala granic (tym bardziej ze autobusy DELUXE ostro daly nam sie we znaki w Indiach)... Wyobrazalismy sobie drewniane prycze w obskurnych wagonach. Ale przygoda to przygoda, 16 h da sie przezyc nawet w najciezszych warunkach. Dlugo sie nad tym nie zastanawialismy, bo z grupa studentow poszlismy ogladac wspomniana wystawe. Prace zrobily na nas ogromne wrazenie, tym bardziej, ze jedna z dziewczyn wyjasnila nam symbolike kazdej z nim.
'No to ktora wam sie najbardziej podoba?' - spytali. - Nie czujcie sie zobligowani ( ;) ), ale możecie zakupic ktoras z nich. Szczególnie spodobaly sie nam dwa rysunki.
'To bysmy wzieli te dwa' - wskazalismy na obraz przedstawiajacy dwie ryby symbolizujace rownowage ying i yang oraz kaligraficzny symbol malzenstwa, ktory w Chinach towarzyszy ceremoniom slubnym. I tak zrobilismy sobie prezent na pierwsza rocznice slubu. Pozegnalismy sie z nowopoznanymi i ruszylismy w dalsza droge.
'To gdzie teraz? Zobaczmy na mapie! Mapie? A GDZIE JEST MAPA?' - zaczelismy liczyc nasz ekwipunek metoda Yooskuf... Raz, dwa, trzy ... Nie ma mapy! Zostala w galerii... Wracamy! Nie uszlismy 10 metrow, a zobaczylismy naprzeciwko jedna ze studentek z przewodnikiem i mapa w reku i z przerazeniem rozgladajacej sie po ulicy, szukajacej wzrokiem ich wlascicieli ... Czyli nas :) Raz jeszcze sie pozegnalismy i każdy ruszyl w swoja strone. Ach jak podobaja nam sie te rysunki. Maja w sobie szczegolna moc, ktora można poczuc medytujac każdy ich najmniejszy fragment, najdelikatniejsze pociagniecie pedzlem. Tak... Z uczuciem lekkosci w sercu i usmiechami na twarzy, zaczelismy przedzierac sie przez geste powietrze Szanghaju. Nasz usmiech poszerzyl sie jeszcze bardziej, gdy naszym oczom ukazal sie ... Quiz.. Zgadnijcie co ....
M
c
D
o
n
a
l
d
'
s
...
Kto zgadl? W nagrode zapraszamy na hamburgera po powrocie! (tylko czyim i skad?) Nie wdajac sie w szczegoly, nie udalismy sie tam po to by jesc ... W koncu nie samym chlebem czlowiek zyje :D Po indiach nic nie jest w stanie mnie zaskoczyc - pomyslalam widzac dziure w podlodze, jednoczesnie cieszac sie, ze od sasiadow jestem odgrodzona sciana. Naczytalismy sie w przewodniku, ze chinczycy potrafia wymieniac sie uwagami na rozne tematy korzystajac z toalety. Ale koniec o przyziemnych sprawach... Piekniejsze rzeczy mamy do opowiedzenia. Kolejna przystan - Bund.
'Tickets, tickets' - nawolywala pani z budki nad rzeka.
'Kiedy odplywa najblizszy statek?' - zapytalismy.
'Teraz'
'To 2 bilety prosimy'
I pobieglismy w strone autobusu, ktory zawiozl nas prosto do portu. Tam czekal już przycumowany statek. Jeszcze tylko zmiana pasazerow i będziemy plynac Huangpu. Gleboki oddech i swieze powietrze wypelnilo nasze pluca. Moglismy sie na chwile zatrzymac, leniwie rozsiasc na krzeslach i podziwiac, podziwiac, podziwiac... Swoje piekno ukazywaly naszym oczom dwa najwieksze na swiecie drapacze chmur oraz nie dajaca sie nie zauwazyc Perla Orientu - ikony Shanghaju.
Perla Orientu to shanghajska wieza Eiffel'a - można wjechac na sama gore ponad 400 m kolosa, co tez postanowilsmy zrobic. Aby sie do niej dostac musialesmy pokonac niepozornie zapowiadajacy sie tunel pod rzeka Huangpu. Ku naszemu zaskoczeniu, tuz po wejsciu do tunelu naszym oczom ukazaly sie przejezdzajace co chwile wagoniki. Przejazdzka okazala sie wedrowka przez swiat nieba, piekla i oceanu... Niczym kolejka strachow w lunaparku - pelna kolorowych swiatel i przejmujacych dzwiekow. Chociaz rozczarowala troche, bo zamiast mknac niczym rollercaster, bardzo sie slimaczyla. Cala przyjemnosc za jedyne 45 Y w obie strony.
Zanim zdobylismy szczyt Perly Orientu skusilo nas pobliskie oceanarium pelne kolorowych i roznorodnych stworzen wodnych - leniwe koniki morskie, beztroskie meduzy i zarloczne rekiny. Jednak przypominajac sobie 'Gdzie jest Nemo?' i majac wrodzona zdolnosc do personifikacji zrobilo nam sie szkoda tych rybek.
Po wyjsciu z oceanarium, spokojnie zmierzajac w kierunku Perly Orientu, szukalismy miejsca, gdzie moglibysmy nieco odpoczac i schowac sie przez potwornym upalem. Nisamowita radosc ogarnela Kamile, gdy naszym oczom ukazal sie Starbucks. ... Dobrze ze sa takie miesca, ktore w kazdym zakatku swiata wygladaja tak samo. Jakze przyjemnie było rozsiasc sie w fotelu i rozkoszowac sie znanym smakiem kawy karmelowej... Oj dodala nam ona sil w ten upalny dzien i wzmocnila przed zdobyciem wiezy.
Wizyta w Perle orientu (135 Y) była zwienczeniem niezwykle aktywnego dnia. Wieczorna panorama Shanghaju zapierala dech w piersiach. Jedynym minusem były strasznie brudne szyby w tarasie widokowym, ktore uniemozliwialy zrobienie sensownych zdjec. Jednym z miejsc, ktore podziwialismy z wiezy, było Nanjing Road - ulica pelna markowych sklepow i kolorowych wystaw sklepowych, niczym Oxford Street czy Pola Elizejskiego przyciagajaca rzesze turystow mimo poznej pory (22.00). To byl nasz kolejny i zarazem ostatni punkt wieczoru. W przeciwienstwie do innych czesci miasta, zycie na tej ulicy toczy sie do poznych godzin nocnych...
Spedzielismy w tym miejscu godzine, a poniewaz nasze niezaklimatyzowane ciala domagaly sie snu, z przyjemnoscia wrocilismy do hotelu...
Dobranoc shanghaj...
No comments:
Post a Comment