Po 9 godzinach lotu dotarlismy cali i zdrowi do celu. Uwaznie rozgladalismy sie dookoła w pelni gotowi na stawienie czola niebezpieczenstwom... Nikt i nic nie chcialo nas zaatakowac, wszyscy usmiechali sie przyjaznie i pomagali w miare mozliwosci. Lotnisko wydawalo sie być nieco opustoszale i bardzo, bardzo spokojne.
Bez problemu byliśmy w stanie odnalezc droge do kolejki magnetycznej Maglev - jedynej takiej na swiecie, dzieki ktorej moglismy doswiadczyc niesamowitej jazdy z predkoscia 430 km/h. Dalej szlo jak splatka - taksowka, hotel, gdzie czekano już na nas - po prostu bajka i ciagle sie zastanawialismy czy sie za chwile nie przebudzimy ... Ale przebudzenie nie nastepowalo. Pokoj prezentowal sie zaskakujaco dobrze. Skonani poszlismy spac. Wg czasu polskiego była godzina 4.00, a tutaj 10.00.
Po krotkiej drzemce, rozpakowaniu rzeczy i odsweizeniu sie wyruszylismy na podboj Shanghaju. Tuz na rogu dwojka starszych panow chciala nam pomoc. Mimo ze nie wiedzieli, gdzie chcemy isc, wskazali nam droge, ktora my grzecznie podazylismy. Z ciekawoscia przygladalismy sie ludziom, witrynom sklepowym, futurystycznemu krajobrazowi miasta. I nagle wszystko stalo sie dla nas jasne - Chiny po przezyciu miesiaca w Indiach, to naprawde bulka z maslem. Shanghaj niewiele odbiega od miast zachodnich, jest nowoczesnym miedzynarodowym osrodkiem, ktore poza operowaniem jezykiem angielskim jest swietnie, przygotowane na przjedzajacych turystow. Wszedzie znajduja sie stosowne informacje. Ludzie wydaja sie być bardzo przyjazni i otwarci. Czujemy sie bardzo bezpiecznie, nikt nie probuje nas oszukiwac, a wszelkie formalnosci dzieki systemom informatycznym sa zalatwiane szybko i sprawnie. Nic tylko pozazdroscic.
Thursday, May 24, 2007
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment