Thursday, May 24, 2007

Dojezdzamy ... Niedaleko pada Lhasa od Leh [20 maja 2007]


Pociag leniwie przesuwajacy swoje ciezkie cielsko po bezkresnych pustkowiach Tybetu. Stuk, puk... To to tak, to tak... Blekit nieba nad nami, czysty, nietkniety... To tak... To to tak... Gory tak potezne rozlewajace spokoj po calym ciele ... To to tak... To to tak... Czuje jak ich ukryta, drzemiaca moc wypelnia kazda czastke mojego ciala, zas cialo ... To to tak... To to tak... Unosi sie lekko na ramionach tychze olbrzymow... To to tak... Jak ptak... To to tak... Gleboko nabieram powietrza w pluca i czuje ze zyje... To to tak... To to tak.






Dochodzi 21 i punktualnie wjezdzamy na dworzec. Naszym oczom ukazuje sie ogromny, nowoczesny gmach dworca. Jedynie na filmach mielismy okazje widziec jak witany byly pociag przyjazni za starych czasow i wjazd na peron w Lhasie przypomnial nam takie powitania:) Na nas jednak nikt nie czeka, nikt nas nie wita. No chyba ze mozemy zaliczyc za powitanie kilkunastu taksowkarzy przekrzykujacych sie i zwracajacych na siebie uwage, bysmy wlasnie z nimi pojechali... znajome klimaty. Chyba opinia o tym, ze Chinczycy w niczym nie przypominaja zachowaniem Hindusow byla przedwczesna. Znow zaczynamy czuc, ze musimy miec sie na bacznosci, ze musimy sie targowac i zanim na cos wydamy pieniadze rozeznac sie w cenach. To takie uczucie bycia ciagle w gotowosci, posiadania oczu dookola glowy no i niestety pilnowania kieszeni. Szybko jednak lapiemy ten stan i pelni otwieramy kolejny rozdzial naszej podrozy.

Bierzemy taksowke, za ktora oczywiscie hmmm chyba 3 krotnie przeplacamy i zajezdzamy pod hotel. Wyglada super. Po doswiadczeniach z Xian, wybramy lepsze hotele. Jednak jak tylko sie pojawiamy zaczyna dziac sie wokol jakies dziwne zamieszanie. Nie rozumiemy o czym rozmawia recepcjonistka z menedzerem, ale czujemy, ze cos sie swieci. Wreszcie menedzer hotelu podchodzi do nas i zaczyna nas przepraszac, ale jacys goscie sie nie wymeldowali na czas i nie ma dla nas pokoju. Ale ... tu obok 5 minut drogi od jego hotelu jest drugi hotel, ktorego wlascicielem jest jego przyjaciel, ktory jest 4 gwiazdkowy i ze tam przenocuje nas 1 noc. Na jutro rano obiecuje nam miejsce w hotelu w ktorym pierwotnie rezerwowalismy noclegi.

'Acha zaczyna sie' - stwierdzil Mariusz.

Zabezpieczylismy sie i posiadalismy alternatywne miejsce na nocleg, jednak postanowilismy zobaczyc ten 4 gwiazdkowy hotel. Tym bardziej, ze czulismy, ze bedziemy mogli negocjowac ... bo w sumie menedzer nie dotrzymal warunkow umowy, nie majac dla nas rezerwacji. Nasze bagaze zostaly zapakoane do samochodu menedzera i pojechalismy do drugiego hotelu. Rzeczywiscie wygladal dobrze z zewnatrz. Pada pytanie, jakie chcemy lozka jedno czy dwa. Wiadomo, ze jedno. I to pytanie chyba pograzylo do reszty naszego menedzera, gdyz hotel nie posiadal wolnych pokoi z jednym lozkiem. Ponarzekalismy troszke na balagan panujacy z zarzadzanych przez niego obiektach i rezultacie dostalismy tzw. suite room, ktory sklada sie z 2 pokoi i lazienki. Nie przesadzimy piszac, ze jest on chyba wiekszy od naszego mieszkania. A i jeszcze wynegocjowalismy sniadania, jako rekompensate za to, ze musimy byc w innym hotelu ...

Gdy wreszcie zostalismy sami rzucilismy sie na lozko i marzylismy o tym, by jak najszybciej isc spac. Aklimatyzacja dawala o sobie znac. Odczuwalismy ogolne oslabienie i mielismy male trudnosci z glebokim oddychaniem. Dlatego tez tylko przejrzelismy mape, zaplanowalismy co chcemy zobaczyc w miescie i poszlismy spac.

No comments: