Przydaloby sie zarezerwowac nocleg w Xian... Jednak znalezienie kawiarenki, to wbrew pozorom nie taka latwa sprawa, jak sie nie zna chinskiego. Poczatkowo ktos skierowal nas do kawiarni, w ktorej był internet bezprzewodowy. Jednak cena jaka musielibysmy zaplacic za przejrzenie kilku stron zniechecila nas do pozostania w tym miejscu. Na szczescie kelnerka pracujaca w kawiarni znala angielski i narysowala nam mape, jak trafic do celu.
Dotarcie na miejsce, mimo posiadanej mapy, wbrew pozorom kosztowalo nas wiele wysilku. I znow metoda palcowo-wskazowa okazala sie niezastapiona. My pokazywalismy napisane przez kelnerke 2 znaczki, a ludzie wskazywali nam droge. W kawiarence jak latwo sie domyslic nikt nie mowil po angielsku (swoja droga ciekawi jestesmy jak chinczycy będą sie komunikowac z przybyszami podczas olimpiady. To już za rok...).
Oj jak nam sie buzie rozesmialy, kiedy sie okazalo, ze na ekranie sa same chinskie znaki. Co z tego ze klawiatura była europejska, jak zalogowac sie trzeba było po chinsku hehe. Na szczescie jakis dobry duch (ktorego nie latwo było znalezc, gdyz 90% osob w sluchawkach na uszach gralo w przerozne gry komputerowe) zalogowal nas.
Z niepokojem w sercu usiedlismy przed klawiatura, zastanawiajac sie, czy będziemy w stanie wydusic z niej lacinskie litery. Pierwsze klawisze i ... Ufff sa lacinskie znaczki. W ciagu godziny nie tylko zarezerwowalismy sobie nocleg w Xian, ale i udalo nam sie sprawdzic polaczenia kolei tybetanskiej. Nie mielismy pewnosci czy pociag do Tybetu zatrzymuje sie w Xian, skad moglibysmy pojechac do Lhasy, ale na szczescie wiesci okazaly sie dobre. Teraz juz wszystko stalo sie jasne, kolejny etap podrozy to Tybet.
Szybko znalezlismy nasz wagon. Jeszcze tylko ... trzecia z kolei kontrola biletu i jestesmy w srodku. Twarde lezanki (hard sleepery) wcale nie były takie twarde jak sie spodziewalismy. Spotkalo nas przyjemne zaskoczenie - zamiast drewnianych law naszym oczom ukazaly sie przyjemne trzypietrowe kuszetki. Każdy miał do dyspozycji poduszke i kolderke. Wagon miescil 20 rzedow kuszetek, co razem dawalo 60 osob na wagon.
Niestety mielismy miejsca w roznych czesciach wagonu i z nadzieja wypatrywalismy osoby, ktora chcialaby sie z nami zamienic, tak bysmy mieli lezanki obok siebie. Po dlugich wyczekiwaniach udalo sie znalezc niesmialego pana, ktory przeniosl sie na miejsce Kamili. Wprawdzie nie było to miejsce dokladnie obok lezanki Mariusza, ale zawsze blizej.
W pociagu poczulismy sie jak jedna wielka komuna, wszyscy rozmawiali ze soba, smiali sie, grali w cos, co chwile przygotowywali chinskie zupki w wielkich kubkach zalewajac je wrzatkiem dostepnym w pociagu. Takie zupki można kupic w kazdym sklepie - jest to dosc spory (ok. 600 ml) kubek termiczny z dolaczonym widelcem, wystarczy tylko zalac woda.
Niesamowitym fenomenem bylo dla nas to, ze każdy wagon ma swojego opiekuna, ktory co dwie, trzy godziny wynosi smieci, zamiata w wagonie, poprawia firanki i sprzata w WC. Wieczorem wszyscy grzecznie myli zeby i odbywali wieczorna toalete. O 22.00 zgasly swiatla i caly wagon poszedl spac. Nam nie szlo tak dobrze. Ciagle jeszcze sie nie przestawilismy na lokalny czas, wiec wyczekalismy do 1.00 i przysnelismy na jakies piec godzin.
No comments:
Post a Comment