'No niezle, ruszamy sie na miasto, kiedy slonce daje najbardziej znac o sobie' - powiedziala Kamila i przytaknelismy porozumiewajaco glowa.
Maj, srodek Chin, samo poludnie, slonce. Nic bardziej dotkliwego nie może spotkac turyste ze strony warunkow pogodowych. Chociaz pewnie może, ale i tak sytuacja była powazna. Skwar wypieczonych betonowych chodnikow i miazdzacy uszy halas pieciomilionowego miasta zmieszane razem, tworzyly mieszanke nie do wytrzymania dla mieszkancow niemalze arktycznej czesci kuli ziemskiej (tak, tak... czyli Polski, w ktorej w tym samym czasie było 12 stopni i przejmujacy zimny wiatr - az trudno to sobie wyobrazic w takim upale).
Zeszlismy z pagody i zmierzalismy w strone Pagody Duzej. Kamili wyraznie dawaly sie we znaki efekty klimatyzacji, obecnej niemal w kazdym budynku, ktora powodowala obnizanie temperatury z ogromnych upalow na zewnatrz pomieszczen. Była wyraznie oslabiona, wiec postanowilismy pochodzic po okolicznym parku. Po kilku minutach zobaczylismy kontrastowy nowoczesny budynek i krzyczacych do nas chinczykow:
'Welcome, welcome. Come inside.'
Wizyta była bardzo wyczerpujaca, mimo to ambitnie postanowilismy na pieszo dotrzec do drugiej Pagody. Na mapie to zaledwie kilka centymetrow, a wedlug skali około kilometra. Ruszylismy odwaznie na przekor dramatycznemu upalowi. Minelismy jedno skrzyzowanie, za 10 minut drugie, za kolejne 10 minut trzecie i ... zwatpilismy w realnosc odwzorowania rzeczywostosci przez nasza mape. Zlapalismy taksowke, ktora zawiozla nas pod sama swiatynie i było to zdecydowanie dobre posuniecie, gdyz piechota bysmy szli do celu przynajmniej godzine.
Jeszcze przez pewien czas cieszylismy sie pieknem ogrodow, weszlismy na sama gory nieco wiekszej niż poprzednio, Pagody i ruszylismy do centrum miasta, aby sie z nim pozegnac.
Nie było latwo, bo naprawde zaczelismy je lubic. Centralna dzwonnica i bebny, ogromny mur i tanie taksowki, mieszanka nowoczesnosci, tradycji i brudu - to wlasnie Xian.
Pozegnawszy miasto, pojechalismy do hotelu, najpierw jeszcze szybko wbiegajac do hipermarketu na szybkie, wyjazdowe zakupy. Wybralismy sobie nienajlepsza pore, gdyz ledwie weszlismy do sklepu, już był zamykany. Nagle dziesiatki pracownikow sklepu zaczely pojawiac sie przy alejkach sklepowych dajac do zrozumienia, aby konczyc zakupy. Widok był niesamowity - niczym podczas musztry pracownicy stali w jednym rzedzie wyznaczonym przez alejki, kolejni porzadkowali polki sklepowe, zas kasy były zamykane jedna po drugiej. Wszystko dzialo sie tak szybko, ze piec minut pozniej caly sklep był opustoszaly, a my stalismy przy ostatniej czynnej kasie jako przedostatni klienci. Hmmm niesamowite przezycie.
Zaraz po powrocie ze sklepu przystapilismy do pakowania, bo czasu było coraz mniej. Mycie ograniczylismy do minimum, czyli do butelki wody mineralnej, ktora musiala nam wystarczyc, aby sie odswiezyc. Fetor wydobywajacy sie z kanalizacji był po prostu nie do zniesienia. Padlismy na lozka, nie majac sily, by ekscytowac sie podroza dnia nastepnego.
No comments:
Post a Comment