Thursday, May 24, 2007

Dwie Pagody na pogode i niepogode [18 maja 2007]

Zwiedzanie okolic Xian dalo nam niezle w kosc, wiec postanowilismy tego dnia dac sobie luzu... I nie ma co - udalo nam sie... Przynajmniej jeśli chodzi o sen, to wstalismy około 11.00 (a to przeciez 5.00 w Polsce). I już niecale 120 minut pozniej ;) siedzielismy w taksowce, ktora wiozla nas na miasto.
'No niezle, ruszamy sie na miasto, kiedy slonce daje najbardziej znac o sobie' - powiedziala Kamila i przytaknelismy porozumiewajaco glowa.
Maj, srodek Chin, samo poludnie, slonce. Nic bardziej dotkliwego nie może spotkac turyste ze strony warunkow pogodowych. Chociaz pewnie może, ale i tak sytuacja była powazna. Skwar wypieczonych betonowych chodnikow i miazdzacy uszy halas pieciomilionowego miasta zmieszane razem, tworzyly mieszanke nie do wytrzymania dla mieszkancow niemalze arktycznej czesci kuli ziemskiej (tak, tak... czyli Polski, w ktorej w tym samym czasie było 12 stopni i przejmujacy zimny wiatr - az trudno to sobie wyobrazic w takim upale).

W Xian sa dwie Pagody (swiatynie buddyjskie), ktore zapoczatkowaly buddyzm w Chinach w VIII wieku i to one były celem naszej dzisiejszej, calkiem wyluzowanej wycieczki. Z niemalym wysilkiem dotarlismy na gore pagody Malej, gdzie moglismy podziwiac z wysokosci 45 metrow dumny Xian, ktory wprawdzie nie jest już dawno stolica kraju, jednak zachowal swój majestat, obecny chociazby w historycznych murach otaczajacych centrum miasta. Tak, mur rzeczywiscie robi wrazenie, bo choc nie jest Wielkim Murem, to z pewnoscia na taka nazwe zasluguje swoimi ogromnymi wymiarami: kilkanascie metrow wysokosci, dlugosci 8 km i szerokosci 6 km, dokladnie prostokat.
Zeszlismy z pagody i zmierzalismy w strone Pagody Duzej. Kamili wyraznie dawaly sie we znaki efekty klimatyzacji, obecnej niemal w kazdym budynku, ktora powodowala obnizanie temperatury z ogromnych upalow na zewnatrz pomieszczen. Była wyraznie oslabiona, wiec postanowilismy pochodzic po okolicznym parku. Po kilku minutach zobaczylismy kontrastowy nowoczesny budynek i krzyczacych do nas chinczykow:
'Welcome, welcome. Come inside.'

Sprawa wygladala powaznie, gdyz przed budynkiem czekala sporawa grupka zdeterminowanych do wtargniecia osob, którym sekundowali oficjele z namaszczeniem otwieracy drzwi. Z pewnym wahaniem wkraczalismy do srodka, ktore bylo przyjemnie chlodne i niezwykle nowoczesne. Budynek okazal sie być muzeum, ktore akurat tego dnia mialo swoje otwarcie i my jako szczesliwcy, moglismy zwiedzac je za darmo. A było co ogladac, gdyz trzykondygnacyjny budynek zawieral rekwizyty obrazujace wycinki historyczne miasta Xian.



Wizyta była bardzo wyczerpujaca, mimo to ambitnie postanowilismy na pieszo dotrzec do drugiej Pagody. Na mapie to zaledwie kilka centymetrow, a wedlug skali około kilometra. Ruszylismy odwaznie na przekor dramatycznemu upalowi. Minelismy jedno skrzyzowanie, za 10 minut drugie, za kolejne 10 minut trzecie i ... zwatpilismy w realnosc odwzorowania rzeczywostosci przez nasza mape. Zlapalismy taksowke, ktora zawiozla nas pod sama swiatynie i było to zdecydowanie dobre posuniecie, gdyz piechota bysmy szli do celu przynajmniej godzine.

Była już 18.30, slonce nie było już tak oszalale i bezlitosne, nawet moglismy poczuc lekki wiaterek. To był zwiastun tego, co mialo nas czekac w srodku. Pagode Duza otaczaja piekne ogrody pelne drzew i krzewow. Była to cudowna oaza spokoju w srodku zindustrializowanego Xian. Cisza, spokoj. Piekna kwintesencja dnia.
Jeszcze przez pewien czas cieszylismy sie pieknem ogrodow, weszlismy na sama gory nieco wiekszej niż poprzednio, Pagody i ruszylismy do centrum miasta, aby sie z nim pozegnac.




Nie było latwo, bo naprawde zaczelismy je lubic. Centralna dzwonnica i bebny, ogromny mur i tanie taksowki, mieszanka nowoczesnosci, tradycji i brudu - to wlasnie Xian.


Pozegnawszy miasto, pojechalismy do hotelu, najpierw jeszcze szybko wbiegajac do hipermarketu na szybkie, wyjazdowe zakupy. Wybralismy sobie nienajlepsza pore, gdyz ledwie weszlismy do sklepu, już był zamykany. Nagle dziesiatki pracownikow sklepu zaczely pojawiac sie przy alejkach sklepowych dajac do zrozumienia, aby konczyc zakupy. Widok był niesamowity - niczym podczas musztry pracownicy stali w jednym rzedzie wyznaczonym przez alejki, kolejni porzadkowali polki sklepowe, zas kasy były zamykane jedna po drugiej. Wszystko dzialo sie tak szybko, ze piec minut pozniej caly sklep był opustoszaly, a my stalismy przy ostatniej czynnej kasie jako przedostatni klienci. Hmmm niesamowite przezycie.
Zaraz po powrocie ze sklepu przystapilismy do pakowania, bo czasu było coraz mniej. Mycie ograniczylismy do minimum, czyli do butelki wody mineralnej, ktora musiala nam wystarczyc, aby sie odswiezyc. Fetor wydobywajacy sie z kanalizacji był po prostu nie do zniesienia. Padlismy na lozka, nie majac sily, by ekscytowac sie podroza dnia nastepnego.

No comments: